czwartek, 9 lutego 2012

sweet kiss

Po kolejnym zawodzie jakiego doznałam po stosowaniu ogólnodostępnych produktów, postanowiłam, że wezmę sprawy w swoje ręce i zacznę bawić się w robienie kremów, mazideł i innych wspomagaczy ;) Zaczynam więc intensywną edukacje w tej materii! Pierwsze kroki zrobione- te najprostsze, ale o tym kiedy indziej.

Dziś za to będzie o moim ostatnim zawodzie- balsamy do ust.


Rzadko kiedy miałam czas stosować ochronę moich ust. Tej zimy jednak kiedy mróz jest niewyobrażalny a na ustach miałam już same rany, postanowiłam przełamać lenistwo i zacząć coś stosować. Oj jak bardzo się myliłam myśląc że to zwykłe smarowidło i nie ważne jakie wybiorę to i tak pomoże.

AVON naturals - tak zwany 'miodek'. Balsam do ust i innych przesuszonych miejsc z woskiem pszczelim. Co w nim dokładnie jest to Wam nie powiem bo opakowanie oczywiście wyrzuciłam, a szkoda bo chciałabym wiedzieć co tak agresywnie potraktowało moją skórę. Jako że jest to balsam do stosowania na różne partie ciała posmarowałam nim nie tylko usta ale i skórę w okół nosa, która u mnie jest również bardzo wysuszona ze względu na warunki w jakich pracuje. O zgrozo.. cóż on zrobił z moją twarzą! Szczypało nie miłosiernie, bardzo intensywne zaczerwienienia w miejscu aplikacji a na koniec skóra zaczęła się łuszczyć w tym miejscu. Zastosowałam raz i na tym poprzestanę. Nigdy więcej kosmetyków z AVONu!
ok 5 zł - 15 ml (zależy od promocji katalogowych)

Neutrogena norveginne formule - wiele kosmetyków stosowałam z tej serii i dawały rade, więc zawierzając specom od marketingu, że niby nie ma nic lepszego na mrozy, skusiłam się i kupiłam. Pachnie słodko, wygodnie się aplikuje (nie przepadam za słoiczkami i dłubaniem brudnymi często paluchami w błyszczykach czy balsamach).. i tutaj chyba się kończą pozytywy. Naprawdę wiele oczekiwałam od tej firmy, a tu proszę, taaaki zawód. Od razu po nałożeniu balsamu czuć nieznośną lepkość na ustach, po dwóch godzinach nie mówienia nic w pracy ledwo mogłam rozkleić usta! Ciągnący się i klejący- tak go mogę opisać. Strasznie niekomfortowe uczucie. Żeby jeszcze jakoś działał to byłabym w stanie to przeżyć, ale nie, nie robi nic poza sklejaniem ust. Można go zastosować na zbyt gadatliwą ciotkę :) Naprawdę długo starałam się go stosować, doszłam do prawie końca tubki, ale nie widzę żadnych efektów, a producent chwali się na opakowaniu, że nawilżenie utrzymuje się do 6 godzin.. chyba sklejenie. Usta pomimo aplikacji balsamu przed wyjściem i kilkakrotnie w przeciągu dnia nie przyniósł ulgi- usta dalej pełne spękań.
11 zł - 15 ml

Sylveco rokitnikowa pomadka ochronna o zapachu cynamonu - tutaj moje oczekiwania były największe. Naprawdę dużo czytałam dobrego na Waszych blogach o tej firmie, więc pomyślałam, że będzie to strzał w dziesiątkę. Hypoalergiczna z naturalnym składem, czego chcieć więcej? Pomadka ma pomarańczowy kolor, który na ustach jest jednak bezbarwny, producent pisze że pachnie cynamonem, ale czy to naprawdę cynamon? Dla mnie jest to zapach niemożliwy do określenia. Lekko ziołowy, troszkę czuć cynamon i tak jakby.. jakieś leki. Znajomy stwierdził, że pachnie kiełbaską po prostu. Tak czy inaczej, dziwnie. Po nałożeniu na usta nie czuć w ogóle aby się kleiły- i tutaj uradowałam się niesamowicie, że mogłam otwierać usta kiedy tylko chciałam. Wystawiłam je na mróz i na warunki ekstremalne mojej pracy. Wszystko szło gładko, czułam że usta mam miękkie i nie cierpią od nawiewów i suchego powietrza. Jednak, postanowiłam zaaplikować pomadkę ponownie.. i to był mój błąd. Wspomniany zapach dał się we znaki. Jest bardzo intensywny po nałożeniu i daje dziwny posmak w ustach. Po ponownym użyciu jego smak i zapach tak mnie przytłoczyły, że mnie zemdliło a w głowie poczułam migrenowy ucisk. Niestety jestem bardzo wrażliwa na zapachy i często od nich dostaje migreny. Uczucie w moich ustach mogę określić jako posmak po całonocnym balowaniu zakończonym w objęciach porcelanowego księcia. Nie wiem czy wytrzymam ponowną próbę użycia tej pomadki, a szkoda bo naprawdę usta miałam mięciutkie! Muszę wypróbować jej siostre- pomadkę brzozową z betuliną, miejmy nadzieje, że będzie mniej aromatyczna.
8 zł- 20 g

A usta dalej spękane, nie pozostaje nic innego jak smarowanie olejami.

czwartek, 2 lutego 2012

My little friends..

Dzisiaj też o zwierzętach :)


Przedstawiam Wam moje rozrabiaki (i weź tu człowieku się wyśpij..).
Wojciech, najstarszy z mojej czwórki, słabo go widać na zdjęciu bo to czarnuch jest. Długo był u mnie sam, był wtedy całkiem innym kotem, ciągle spał, noce spędzał poza domem, nie lubił być głaskany.Jako że mnie długo nie trzeba namawiać jeśli chodzi o przygarnięcie zwierząt, to kaha bezczelnie to wykorzystała i wcisnęła mi rodzeństwo: Pioruna i Strzałkę. Życie Wojtka odmieniło się kompletnie, i on się odmienił. Stał się wesoły, zaczął się bawić i szaleć z kociakami, stał się pełnym życia kotem. Cieszyło mnie to bardzo. Fisia to najmłodsza kicia. Zawsze chciałam rudego kota więc nie mogłam przepuścić okazji jak zobaczyłam ją u znajomej i zabrałam ją do siebie. Tworzą teraz zgraną paczkę najlepszych kocich przyjaciół, nieustannie brojących po domu. Każdy z nich ma swój charakter, każdy jest inny. Nie rozumiem jak ludzie mogą mówić 'to tylko kot' albo 'zwierzęta nie mają duszy'. Bezczelni i ignoranccy ludzie! Zwierzęta stoją o wiele wyżej niż my- okrutni ludzie dążący do zniszczenia gatunków, planety. Ale dość o tym, nie chce się denerwować.
Wczoraj właśnie Fisia była na sterylizacji. Wszystkie moje koty są wykastrowane i wysterylizowane. I o tym właśnie chciałam mówić w dzisiejszym poście :)

Wielu ludzi nie obchodzi to, czy ich zwierze jest wysterylizowane. Mają kota, a niech sobie będzie, zajdzie w ciąże, a to kociaki się utopi albo wywali gdzieś pod śmietnikiem. Bezsens i okrucieństwo. Wkurza mnie to bardzo. Koszt sterylizacji czy kastracji nie jest znowu taki wysoki, a zabieg ten ma o wiele więcej plusów niż tylko zapobiegnięcie bezsensownemu rozmnażaniu się kotów, które swoją drogą rozmnażają sie kilka razy do roku. Koty stają się spokojniejsze, nie włóczą się, nie wdają w bójki, nie znaczą terenu moczem, a co za tym idzie nie śmierdzi nam w domu jak w rynsztoku.  Zachęcam wszystkich do zabrania swoich pupili do weterynarza i poddaniu ich temu zabiegowi, bezpieczniejszy i skuteczniejszy niż tabletki czy zastrzyki antykoncepcyjne. Istnieje wiele mitów o sterylizacji, że niby koty grubną, chorują. Jeśli tyją to tylko dlatego, że za bardzo je karmimy. Po przeprowadzeniu zabiegu koty nie potrzebują już tyle kalorii bo stają się mniej aktywne. A choroby? Wiadomo, że po każdym zabiegu czy operacji mogą wystąpić skutki uboczne, w końcu to zabawa z hormonami, jednak są to nieliczne przypadki i trzeba je traktować indywidualnie.
Okażmy trochę serca i zapobiegajmy cierpieniu zwierząt.